Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 stycznia 2016

Początek


Zawsze kochałam patrzeć na piękne rzeczy, zachwycać się nimi, podziwiać. Do tych rzeczy należały motocykle, wszystkie. Kochałam dźwięk przejeżdżającego obok Harleya, świst przemykającego ścigacza, lecz nigdy nie sądziłam, że będę na nich jeździć, bo przecież to takie niebezpieczne i jakże nie kobiece. Kończyło się więc na oglądaniu.

W dość romantyczny sposób poznałam mojego ukochanego męża, który równie mocno utrwalał w sobie podziw nad tymi majestatycznymi maszynami, jednak nigdy nie podjął się wyzwania z różnych przyczyn, głównie finansowych.

Los okazał się łaskawy – Łukasz zrobił prawo jazdy, kupił motocykl, a ja jako wspaniałomyślna żona nabyłam dla niego w ramach prezentu urodzinowego cały kostium.
Rozpoczęła się nasza największa życiowa przygoda.
Łukasz dość sceptycznie przyjął pomysł o wakacjach na starej TDMie , myślę, że po prostu bał się o nasze bezpieczeństwo wszak to jego pierwszy sezon, ale pojechaliśmy i do Grecji i do Chorwacji, objeżdżając przy tym połowę Europy.

Wracając z Grecji spotkaliśmy już w Polsce parę motocyklistów, jakże sympatycznych, którzy tego samego dnia wracali z podróży po Rumunii. Opowieści nie było końca jednak zmęczenie dało w kość, więc zakończyliśmy nasze wywody i poszliśmy odpocząć. Zasypiając uświadomiłam sobie,że w sumie i ja mogłabym zostać niezależną bikerką, a nie takim tam sobie dyndającym z tyłu plecaczkiem, od którego nic nie zależy. Rano pomysł wydał mi się dość surrealistyczny, wszak długo walczyłam o to , żeby zdobyć prawo jazdy na kategorie B, a na motocykl? Pomyślałam, że to śmieszne, że nie dam rady.

Minął rok, moja przyjaciółka dostała w prezencie kurs prawa jazdy na motocykl i to było to, to był ten moment , w którym ożyły wszystkie moje ukryte pod gruba skorupą marzenia i plany. Razem ukończyłyśmy kurs i we wrześniu zdałyśmy egzamin - świat stanął przede mną otworem. Brakowało tylko pojazdu, który dzielnie wyszukał mój fantastyczny mąż. Trzeba było jeszcze przeczekać zimę.
Nie było to łatwe zadanie, gdyż w moim „chorym” umyśle już widziałam jak przemierzam niezliczone zakręty europejskich dróg. Spieszyło mi się, by spełnić długo oczekiwane marzenie o wolnym podróżowaniu, odkrywaniu świata i ludzi w nim żyjących, o najcudowniejszych zakątkach bez grama turystów , ale także i tych zasypanych rzeszą ludzi, którzy stoją godzinami w kolejkach do wejścia znanego muzeum cykając przy tym miliony fotek.

Cały rok odkładaliśmy pieniądze, dwa motocykle, przeglądy , części , paliwo , jedzenie i nocleg – trochę dużo jak na pensję nauczycielki i serwisanta z uwiązanym u tyłka kredytem mieszkaniowym w okrutnej, obcej walucie. Nie zrażało nas to, przecież rok wcześniej też podróżowaliśmy żywiąc się chlebem z ketchupem, ponieważ chodziło o to by móc jak najwięcej zobaczyć, poczuć śródziemnomorski upał, zakochać się w zapachu wody roztrzaskującej o klify czy nadchodzącej wkrótce burzy. Motocykl jest na tyle pięknym środkiem transportu, że poczujesz i zobaczysz wszystko co cię otacza. Stajesz się jednością, niestety czasem również z tym co chłop wywala na pole. :)
Każdy kto chociaż raz oddał się tej dwukołowej, metalowej maszynie wie, że zwiąże z nią swoje życie i chociaż brzmi to patetycznie to rzeczywiście tak jest.
Nadchodziły wakacje- ukochane , upragnione. Razem z mężem przestępując z nóżki na nóżkę nie mogliśmy się doczekać, aż wskoczymy na naszą Tedzie i Trampka i pognamy przed siebie.

3 komentarze: