Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 października 2017

Deszczem w oko - i po Skandynawii - 28




Chociaż nierówności drogi przypomniały mi, w którym miejscu posiadam wątrobę to jechało się wybornie. Niewielkie winkle uprzyjemniały trasę, połyskujące między drzewami słonko lekko raziło w oczy i rozgrzewało nasze wyziębione północnym klimatem ciała. Na stacji paliw zagadał nas starszy Pan z synem , który zdaje się miał właśnie jechać do pracy do Niemiec i czekał na kumpla, z którym mieli rozpocząć nowy etap życia. Zapytał czym smarujemy łańcuchy, bo on ...olejem... . Chwilkę porozmawialiśmy, ale nadjechał rzeczony kolega i każde z nas się rozeszło. Zrobiliśmy też fotę "zjedzonym" oponom Ziółkowego Trampka, niewiele zostało bieżnika z prawie nowych gum. Mijał nas też motocyklista na blachach z ...Emiratów Arabskich. Ten to przykozaczył. Wielkie kufry, kanapa wyłożona jakąś owcą, wyglądał niesamowicie.

Nocleg w Wiźnie był dobrze znany mojemu Mężowi, nie raz nocował tam z kumplami. Muszę przyznać, że ośrodek ogromny, super wyposażony, jednak czystość pozostawiała sporo do życzenia. Sama jakąś pedantką nie jestem, ale nieco mi to wszystko przeszkadzało. Później okazało się, że całym tym kolosem zajmuje się jedna drobna kobitka. No dobra wszystko jasne. Weź to samemu ogarnij po sezonie. Przestałam się czepiać. Ponieważ w altanie stał wielki  grill wiedzieliśmy już jak będzie wyglądał ten wieczór. Biegusiem poszliśmy w chlupoczących butach do sklepu i nakupiliśmy POLSKICH fantów. Karkówka, kaszanka, kiełbasa, ziemniaki, pomidorki, sosy, ale będzie wyżerka. Po powrocie, stół był już nakryty obrusem, a na nim, ku mojej przepotężnej radości czekał półmisek wypełniony ogórkami małosolnymi. Prezent od właścicielki. Prawie od samego początku tegorocznej wyprawy marzyły mi się właśnie małosolne i oscypek. Tego drugiego  nakupię sobie jutro, ale te ogórasy. Przepyszne!

Ponieważ grill nie był czyszczony od dawna, a moje próby doprowadzenia go do używalności skończyły się fiaskiem, użyliśmy folii aluminiowej i specjalnych tacek znalezionych w kuchni. Źle przeliczyliśmy siły, nie daliśmy rady zjeść wszystkiego, jednakże na ratunek przybyli nam inni goście pensjonatu. Starsze małżeństwo z córą, w podobnym do naszego wieku. Podzieliliśmy się zapasami, a i oni nie byli nam dłużni. Po kilku słowach przypadkowe spotkanie zamieniło się w prawdziwą biesiadę. Do późnych godzin nocnych debatowaliśmy na wszystkie możliwe tematy. Za sprawą darowanego nam trunku, nie spostrzegłam nawet jak bardzo rozwiązał mi się język, a Ziółek przysypia przy stole od mojego pitolenia. OK czas już spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz