Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 listopada 2016

Trampkami przez Polszę. "14"

W podtatrzańskiej wiosce spędziliśmy ostatni wieczór. Ciężko było na sercu , bo nie weszliśmy na żaden szlak, nie było kanapki z pasztetem w Dolinie Małej Łąki, nie było Czerwonych Wierchów nawet snickersa w  Dolinie Chochołowskiej nie było. Smutek, żal i wszystko na nic. 

Ziółek poprosił sąsiadujące z nami małżeństwo o skorzystanie z laptopa, by zrzucić filmy z kamerki. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że Państwo pochodzą z Brzezin. Od słowa do słowa i rozpoczął się wieczór w miłej atmosferze, okraszony regularnym bojem w piłkarzyki. Dzieci kontra dorośli, kobiety kontra mężczyźni ( w której to potyczce kobiety odniosły dramatyczną klęskę), Zgierz na Brzeziny...oj walka była zaciekła. Nawet Pan Dziadek Góral przyszedł popatrzeć jak wydurniamy się nad małymi, uwięzionymi w wielkim pudle piłkarzami. 

Nazajutrz Brzezinianie wyjeżdżali o tej samej porze, z tą różnicą, że my mieliśmy jeszcze kilka punktów na naszej trasie, a oni pruli już do domu na rozpoczęcie roku szkolnego. Pożegnaliśmy się ładnie ze wszystkimi i ruszyliśmy na Pieskową Skałę. 

Ja głupia ja znów wdziałam za małe portasy... oszaleję. Na szczęście trasa niedługa, dojedziemy na miejsce to się uwolnię.

Bardzo przyjemnie nam się bujało, temperaturka w sam raz, eleganckie widoki, spokojne szosy. Jura Krakowsko - Częstochowska odrobinę przez nas niedoceniana jako atrakcja turystyczna, obfitowała w zamkowe, malownicze ruiny, także delikatne wzniesienia i lasy fantastycznie zamykały horyzont. Gdzieniegdzie swe piękno prezentowały wapienne ostańce. Najwięcej ich było właśnie w rejonie Pieskowej Skały. Wyjechaliśmy zza zakrętu i ujrzeliśmy maczugę Herkulesa, która dumnie i groźnie witała nas na miejscu.

W sumie ostatni nocleg, polecieliśmy na bogato. Po raz kolejny wykupiliśmy pokój w gospodarstwie agroturystycznym po drugiej stronie zamku. Rodzinny biznes oferował nie tylko nocleg w dowolnej formie ( był i kemping), ale też serwowano tam posiłki.
Wrzuciliśmy więc bagaże do pokoju i pognaliśmy na schabowe. Piwo wypite do obiadu plus ogromna porcja osłabiły nas na tyle, że postanowiliśmy ułożyć swe ciałka do małej drzemki.

Wieczorem wyleźliśmy z naszej nory na spacer. Cisza. No może nie do końca, nie licząc szaleńczo szczekających psiaków. Ciemno za to wyjątkowo, po pół godzinie drogi okazało się, że poszliśmy w nie tę stronę, a po kolejnej połowie, że skrót okazał się wydłużeniem drogi. Zapewne spaliliśmy już obiadowe kalorie, a latające co chwila nad moją głową, opętane nietoperze skutecznie przemieniły wieczorną przechadzkę w nerwowy trucht. Odwrót!

1 września, a ja siedzę sobie na werandzie i piję kawkę...podoba mi się. Delikatne jeszcze, poranne słonko grzeje mi buzię, nigdzie się nie spieszę, chwilo trwaj...

Za to zamek okazał się muzeum i to jakim! Żadnego przewodnika, kupujesz bilet, dostajesz listę eksponatów i ... filcowe kapetki nakładane na własne buty. Nie sądziłam, że mamy jeszcze takie miejsca w Polsce, a jednak, jak to się człowiek może oszukać :) Panie pilnujące wystaw też jakieś takie z poprzedniej epoki. Nie zważając na nasz wiek i powagę miejsca ślizgaliśmy się po linoleum we wszystkich pomieszczeniach w naszych nowych bamboszkach, oczywiście uważając, by niczego nie zepsuć. Niektórzy zerkali na nas z politowaniem, ale większość uśmiechała się pod nosem samemu próbując zabawy. Muszę przyznać, że ekspozycje były niezwykle różnorodne i ciekawe, podobno udostępnione przez krakowski Wawel. Całość została podzielona na sale, w których znajdowały się przedmioty użytku codziennego, a także obrazy, suknie, dywany i cała masa innych rzeczy odpowiednio do epoki z której pochodziły. O historii zamku można sobie poczytać w internecie, jeśli chodzi o typowe zwiedzanie takiej budowli tu byliśmy zaskoczeni niczym.
Jeszcze tylko mały spacer, fotka przy maczudze herkulesa i w stronę domu czas ruszać.

Zdjęć z końcowego etapu podróży nie ma i nie będzie, gdyż jakiś głupawy typ zajumał mi telefon, a nie zdążyłam zrzucić danych. Złodzieju! Jeśli jakimś cudem to czytasz to wiedz, że jesteś burakiem jakich mało.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz