Łączna liczba wyświetleń

piątek, 23 września 2016

Trampkami przez Polszę. "8"














Upał dawał nam się we znaki. Zastanawiam się jak to jest możliwe, że w zeszłym roku przejechaliśmy tysiące kilometrów i tam skwar nie dokuczał aż tak bardzo. Kwestia wilgotności powietrza czy co?! Sytuacji nie poprawiały auta, wolno ciągnące się, gęste sznurki samochodów nie dawały szansy, by je sprytnie wyprzedzić i pognać dalej.

Było już późnawe popołudnie, temperatury nieco odpuściły, a my na trasie mieliśmy jeszcze pałac w Kamieńcu Ząbkowickim. Na szczęście skręciliśmy na jakieś boczne, wiejskie dróżki, więc i czterokołowce przestały wnerwiać. Grupa robotników na starym Starze, dostrzegłszy nasze Trampeczki, machnęła nam radośnie lewą w górę. Chociaż teraz już jechało się znacznie lepiej, do głowy i w ręce wbiło się zmęczenie. Wszak tego dnia zwiedziliśmy trzy obiekty, a czwarty czekał tuż za rogiem.

Pałac Dobrej Pani, z oddali prezentował się znakomicie. 
Gdy podjechaliśmy pod budowlę, poczułam, że muszę natychmiast zdjąć kask i rozprostować nogi. Kiedy dreptaliśmy sobie przy motocyklach, próbując rozpędzić " mrówki" w stopach, zagadnęliśmy jakąś rodzinę, która dopiero co wyszła ze zwiedzania.  Okazało się, że wewnątrz ktoś próbował urządzić hotel, i średnio mu to wyszło, psując przy okazji większość pałacowych dóbr. Dopiero od niedawna posiadłość przejęła gmina, która próbuje przywrócić jej dawną świetność. Ponoć sama Pani Przewodnik zachęcała rodzinę, by wrócili, ale za kilka lat, wtedy na pewno będzie się czym zachwycać.

Było już po siedemnastej. Drzwi zamknięte. Ostatnie wejście na zwiedzanie punkt 17. No cóż. Położyłam się na ławce obok wejścia i poczytałam o Dobrej Pani,dawnej właścicielce tegoż pałacu. Taki właśnie przydomek miała  pewna księżniczka niderlandzka. Marianna Orańska, bo tak brzmiało jej nazwisko, była niezwykłą kobietą, jedną z najbardziej niekonwencjonalnych jak na tamte czasy dam. Zamiast grzecznie siedzieć w komnatach, na pruskim, surowym dworze. Przełamywała konwenanse. Nie tylko kupowała wsie i majątki rycerskie, dzięki niej powstała cała sieć górskich dróg,  co umożliwiło rozwój wielu miejsc, wprowadziła i rozwinęła gospodarkę leśną, założyła hodowlę pstrąga, zbudowała piec hutniczy i szlifiernię, hutę szkła i kamieniołomy marmuru ( które działają do dziś!), oraz farmę krów, która dziś funkcjonuje jako schronisko turystyczne. Nic dziwnego , że w tamtejszych okolicach wszędzie można spotkać coś "mariańskiego"( skały, drogi, źródła, szkoły czy instytucje).

"W drogę!" Krzyknął Łukasz, dając znać, że trzeba znaleźć jakiś nocleg. Zupełnie niedaleko były dwa, czy nawet trzy jeziorka no i kemping oczywiście. Otmuchów jest niewielką mieścinką,a nocleg leci mocno PRL'em. Nie przeszkadzało nam to zbytnio, poza tym innego w okolicy nie znaleźliśmy, dlatego też zostaliśmy tam. Opłaciliśmy z góry naszą nockę i wjechaliśmy na pole namiotowe. No tak, nie ma miejsca, ostatni ciepły weekend wakacji. Co my się dziwimy. Przystanęliśmy obok dwóch Niemców, którzy również podróżowali na motocyklach. Gadka trochę drętwa, ale uśmiechy szerokie, więc zaczęliśmy rozstawiać namiot. Zupełnie otumaniona wrażeniami z całego dnia nie zwróciłam uwagi, jaki boski widok  mamy z tego miejsca. Skarpa, a w dole jeziorko, mieniące się w zachodzącym słońcu. Łódki, jachty, śmiejące się dzieciaki. Pysznie. Podekscytowana tą sceną, zażyczyłam sobie czym prędzej jedzenia, a później zejścia z zimnym piwkiem na brzeg. 
Tak też się stało. 
Chłodno się zrobiło, ale jaki widok piękny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz