Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 3 października 2017

Deszczem w oko - Skandynawia - 20



Ale wybornie się spało! Żadnego szumu ulicy, płaczących dzieci, szczekających psów, tylko cisza i ciężki oddech śpiącego Męża. Miny nam zrzedły, gdy otworzyliśmy materiałowe drzwiczki namiotu. Chmura na chmurze, poganiała chmurę... .Spojrzeliśmy tylko na siebie znacząco, ale żadne nic nie powiedziało. Szybko zwinęliśmy obozowisko pamiętając, by zabrać śmieci i mieć pod ręką już mocno umęczone przeciw deszczówki. 

Na szczęście po dłuższej jeździe wyszło piękne słońce, a my skorzystaliśmy z wszystkich dostępnych "wygód" stacji benzynowej.  Zatankowaliśmy, skorzystaliśmy z czyściutkiej toalety, zjedliśmy ichniejszego burgera z mięsem, które później męczyło nasze żołądki do samego pójścia spać, a także... skorzystaliśmy z internetu. Tak wiem jesteśmy paskudnymi dziećmi technologii, ale oprócz meldunku dla rodziny i przyjaciół, chcieliśmy dowiedzieć się, co w owej Finlandii można zobaczyć. Tak bardzo napaliliśmy się na zwiedzanie Norwegii, że nawet nie przeszło nam przez myśl, że w obawie przez zamarznięciem, będziemy uciekać na wschód. Niestety kiepsko nam szło wyszukiwanie informacji, wszędzie tylko wieść, że natura najpiękniejsza, ale bez większych konkretów. Internety zachwalały też kilka miast, między innymi stolicę. Stwierdziliśmy więc, że jedziemy do Helsinek, zostaniemy na dwa dni, odpoczniemy nieco od drogi, pozwiedzamy i ruszymy do domu.

Natura rzeczywiście fajna, nie tak zjawiskowa jak na zachodzie półwyspu skandynawskiego, ale urocza. Ogrom sosen i poukrywane wśród nich jeziorka.... i to wszystko. 300 kilometrów z Oulu do Kuopio, a drogi, na nasze nieszczęście proste jak stół, nudy jak diabli. Nawet jednego malutkiego zakrętu. Trzeba było znaleźć sobie zajęcie.  O dziwo nie chciało mi się śpiewać, dlatego też wymyślałam co chwila nową grę: pierwszą z nich była zabawa w "Państwa-Miasta" z samym sobą ciężko, toteż każdą kategorię rozpatrywałam wobec całego alfabetu, ( jak zwykle najgorzej szły rzeki) . Gdy skończyły się kategorie wymyśliłam, że będę liczyć ogromne grzyby wystawiające swoje kapelusze na publiczny widok tuż przy drodze. Na odcinku 20 kilometrów  spostrzegłam 11, jednak ta rozrywka dużo szybciej zrobiła się potwornie nużąca. Potem kombinowałam jakie to jeszcze pozycje można przyjąć podczas jazdy motocyklem, ale kilka niefortunnych ruchów odwiodło mnie od dalszych prób ;). 

Roboty drogowe, wahadełko i światła. Chwilę wcześniej wyprzedził nas fiński motocyklista, ale spotkaliśmy się na owym zastoju. Zszedł ze swojego moto i zagadnął łamaną angielszczyzną. Pomyślałam, że zapytam gościa co zobaczyć w okolicy. Może właśnie przejeżdżamy obok czegoś wyjątkowego i nawet o tym nie wiemy?! Otworzyłam kask, ściągnęłam z twarzy buffa, a Pan Fin krzyknął: " O!!! kobieta?!" Czyżby fińskie amazonki nie istniały skoro takie zdziwienie? Podbiegł do mnie zaciekawiony, ale mój potok słów ewidentnie zalał Pana Fina i zamilkł na kilka sekund po czym zaczął wymieniać kraje, które odwiedził. Nie chciało mi się już dalej drążyć tematu, zresztą i tak zapaliło się zielone światło. Pozdrowiliśmy się energicznym machnięciem ręki i ruszyliśmy dalej.

Arcynudna, monotematyczna, szara wstęga męczy kierowcę bardziej niż cokolwiek innego, przynajmniej mojego Małżonka i mnie, więc gdy już kompletnie mieliśmy dość zjechaliśmy na najbliższy kemping. Bardzo sympatyczny, cudnie położony, bo nad rzeką, ale nie mogliśmy się doszukać nikogo na recepcji. Cóż, zapłacimy rano. Przemiły pan Rowerzysta niewiadomego pochodzenia, obok którego rozbiliśmy namiot, objaśnił nam kilka kwestii dotyczących opłat i umiejscowienia sanitariatów. Zagadnęli nas również Węgrzy, którzy cała rodziną zdobyli Nordkapp i pokręcili się odrobinę po Skandynawii w wakacyjnym szale. Najmniejsza z ekipy dziewczynka bardzo chciała dosiąść, któregoś z naszych Trampków, niestety jej nieśmiałość zwyciężyła i mimo zachęt nie spróbowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz