Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 sierpnia 2017

Deszczem w oko - Skandynawia - Wstęp




To był dla nas pracowity i nieciekawy rok. Zarówno w sferze zawodowej jak i prywatnej pojawiło się sporo zmartwień i problemów do rozwiązania. Do samego końca nie wiedzieliśmy czy w ogóle gdzieś pojedziemy, ale nadzieja była. Oboje uczepiliśmy się jej mocno, bo przecież w końcu należy się nam odrobina kompletnego chilloutu i udało się, klamka zapadła. Jedziemy do Norwegii!

Studiowaliśmy na szybko fora internetowe, przewodniki i albumy, pytaliśmy motocyklistów o rady, wszak na zimne tereny północne mieliśmy jechać po raz pierwszy. Nasze postępowanie okazało się niezwykle istotne, gdyż większość spostrzeżeń innych ludzi uratowała nasze tyłki przed zamarznięciem.  ;)

Ziółek zrobił w ekspresowym tempie przeglądy motocykli, nakupił smarów, łyżek do opon, zapasowych łatek i dętek, linek do sprzęgieł, świece, klej, tyrytytki i niezawodną taśmę do wszystkiego. W ostatniej chwili nabyliśmy też przeciwdeszczowe nakładki na buty i rękawice, porządne, ciepłe śpiwory, a także nowy kask dla mnie. Jak się okazało stary gniótł w czerep nie bez przyczyny... po prostu był za duży.  Nowy xlite mocno obciążył nasze wakacyjne konto, ale z drugiej strony, ryzykować życie i komfort wyprawy... Trudno, zamiast chleba z ketchupem, będziemy jedli sam chleb :P

Zdawaliśmy sobie sprawę, że tam dokąd zmierzamy ceny nie są przyjazne polakom. Nabraliśmy więc górę słoików z pulpetami, łazankami, bigosem itd. , chińskich zupek, pasztetów, konserw.... Wszystko co niezbędne do przeżycia, a i w miarę rozsądne ilości, aby móc to jakoś zapakować na Trampki. 

Niełatwe to było zadanie, jednak kilka lat doświadczenia pozwoliło nam sprawnie zabrać się na motki. Łukasz spakował do swojego kufra centralnego wszystkie techniczne graty, w moim natomiast standardowo znalazła się gar kuchnia ( kubki, sztućce, kuchenka, kawa, herbata, przyprawy ...) Do kufrów bocznych spakowaliśmy ciuchy, buty i kosmetyki pierwszej potrzeby.  Wielki, wodoodporny worek żeglarski pomieścił namiot, materace i śpiwory, a mały, górski plecak cały prowiant, garnek z pokrywką i patelnię. :D Dodatkowo mieliśmy jeszcze tankbagi, do których załadowaliśmy papierowe mapy, dokumenty i inne drobne pierdoły. 

Towarzyszący nam przy pakowaniu przyjaciele nie byli w najlepszych nastrojach, co lekko ostudziło nasz wyrywający się do podróży zapał. Przykro patrzeć kiedy najbliższe Ci osoby nie potrafią się porozumieć. Starali się jednak pożegnać nas najlepiej jak umieli, dostaliśmy ciepłe uściski, po kopniaku w pupę i ruszyliśmy. 

O matko!!! Krzyknęłam do siebie w duchu. Przecież ja się zabiję... Mój Trampek był tak mocno przeciążony, że kierownica latała na wszystkie strony, a ja razem z nią. Kompletnie nie dawałam sobie rady. Motocykl wyrywał się spod mojej kontroli jakby miał zupełnie inną wizję podróżowania. Do licha ... lipa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz