Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 września 2017

Deszczem w oko - Skandynawia - 15








Noc była rześka, lecz spało się dobrze. Rano zaś mieliśmy kłopot z zagotowaniem wody na kawę. Zastanawialiśmy się czy palnik zawilgotniał, czy zwyczajnie popsuliśmy jakoś naszą polową kuchenkę. Ziółek zawyrokował, że chyba po prostu jest za zimno i gaz nie chce się rozprężyć. Miał stuprocentowa rację i jako sprytny polak ogrzewał butlę pocierając ją rękami niczym Alladyn próbujący wywołać Dżina ze swej lampy. 

Tego dnia mieliśmy rozgościć się na Lofotach, zrobić pranie, porządny obiad i ruszyć na zwiedzanie Karaibów Północy. Kłopotem okazał się być niezwykle porywisty wiatr i gwałtowne opady deszczu, które przychodziły falami ciskając w nas grube, mokre krople. Przeczekamy to. W pierwszej kolejności czyszczenie i suszenie ciuchów. Nastawiliśmy program w pralce i ruszyliśmy podziwiać otoczenie kempingu. Położone wśród skał zielone poletko, samo w sobie było zapowiedzią piękna tych terenów. Opatuleni w przeciw wiatrówki wdrapywaliśmy się na skały i przedzieraliśmy przez bagna. Nawet niebo stało się troszkę łaskawsze. Po przebieżce trzeba było wrócić i przełożyć ciuchy do suszarki, a na czas tego programu wróciliśmy do namiotu na gorącą herbatę. Znów kłopot z kuchenką, a za cienkimi ściankami namiotu , wiatr, zimno i deszcz. Ech... no szczęścia to chyba nam zbrakło na tej wyprawie. Przysnęło nam się.

Obudził nas głód, czym prędzej wsiedliśmy na moto, by zakupić coś pysznego na obiad i zdążyć przed kolejnym atakiem paskudnej aury. Jedynie w jeansach i kurtkach udaliśmy się do sklepu.  Tylko zaraz znowu niedziela. Jakiś czas błąkaliśmy się w poszukiwaniach, ale udało się znaleźć malutki butik z wszystkim i niczym o potwornych cenach. Miał być królewski obiad,a znów będzie spaghetti ze słoika. Oczywiście musieliśmy zmoknąć, a pomysł, żeby nie zakładać spodni motocyklowych okazał się być głupi jak diabli. Przewiało nas na maksa. Za to widoki obłędne, skały, strzeliste góry, rozjuszona wiatrem woda i mnogość kolorowych tęcz. 

Lipa. Przez rwące się co chwile wifi udało się sprawdzić prognozę pogody... . Nie była najszczęśliwsza. postanowiliśmy, że jutro przejedziemy po prostu główną drogą i uciekamy z Norwegii do Szwecji. Zwiedzanie wysp i zdobycie Nordkappu przy takich temperaturach i topniejącej w ekspresowym tempie forsy, przełożyliśmy na kiedy indziej. Dziś po prostu odpoczywamy.

Nocą przeżyliśmy chyba jakieś tornado. Nie dość, że potwornie zimno to wiatr próbował sprzątnąć nasz szmaciany domek z powierzchni ziemi. Stelaż tak mocno uginał się pod ciężarem wietrzyska, że pacał nas niemiłosiernie w głowy utrudniając spokojny sen. Mąż mój stwierdził, że ludzie którzy widzieli UFO tak naprawdę spostrzegli porwane z Lofotów namioty. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz